Chyba każdy z nas, częściej lub rzadziej korzysta z rozmaitej gamy komunikatorów internet owych. Messenger, WhatsApp czy nawet popularny ostatnimi czasy – Microsoft Teams, to zaledwie wierzchołek góry lodowej, jeśli chodzi o wybór aplikacji dostępnych na rynku. Nie będę się jednak rozwodził, która z nich jest najlepsza, ponieważ każdy ma swój gust, a o nich jak wiadomo, raczej się nie dyskutuje. Pragnę skupić się na innym niuansie, który przyszedł w parze wraz z rozwojem nowatorskich form komunikacji.
Ludzie od zawsze starali się chodzić na skróty. W większości przypadków nie ma w tym nic złego, w końcu potrzeba jest matką wynalazków, a chyba o to właśnie chodzi, żeby żyło nam się wygodniej. Lenistwo, które często bywa powodem pójścia na skróty, dla niektórych jest synonimem geniuszu. Sam Bill Gates powiedział, że do najtrudniejszego zadania wybrałby kogoś leniwego, ponieważ to właśnie taka osoba znalazła by najprostszy sposób na rozwiązanie go. Problem pojawia się jednak wtedy, gdy próbujemy uszczuplić nasz bogaty język i szukamy językowej drogi na skróty.

Dzisiaj zamiast „zaraz wracam”, co drugi nastolatek napisze „zw”. I choć na pierwszy rzut oka nie ma w tym nic złego, to trend skracania wyrazów i fraz rozwija się w zastraszającym tempie. Chyba za bardzo wzięliśmy sobie do serca liczne hasła o gonitwie czasu i teraz na każdym kroku staramy się go zaoszczędzić. Niedługo nasze konwersacje będą wyglądały mniej więcej tak: „H, mc? Wddmn?” (Hej, masz czas? Wpadniesz dzisiaj do mnie?) i jeszcze odpowiedź: „Oh, je, zbch?” (Ooo hej, jasne, zabrać chipsy?), prawda, że przerażające? Miejmy tylko nadzieję, że trend skracania wyrazów nie przyjmie się w literaturze i publicystyce.

Z drugiej zaś strony, jeżeli mamy się rozwijać to powinniśmy iść do przodu i w istocie, robimy tak nieprzerwanie od ponad dwóch tysięcy lat. Ludzie od zawsze chodzili, chodzą i będą chodzić na skróty. Język przez długi czas się rozwijał i bogacił, natomiast stare wyrazy (archaizmy) sprawnie odrzucał.
Czy zatem wszechobecne skróty można potraktować jako neologizm? A może język to coś czego nie należy w żaden sposób skracać i uszczuplać? A co jeśli w ogóle o nim zapomnimy albo ograniczymy do minimum? Czy postęp zawsze musi być synonimem lepszego życia?
Co z tego, że ciągle idziemy naprzód, wszak „goni nas czas”? Czas nas nie goni, to my przed nim uciekamy, bo tak bardzo boimy się zatrzymać i spojrzeć za siebie. Tak bardzo boimy się widoku i świadomości, że nasza droga wcale nie prowadzi ku lepszemu, a tylko prowadzi nas na manowce. Niestety, nigdy nie znajdziemy czasu by się zatrzymać, a śmiem twierdzić, że bardzo by się to nam przydało.